Kim jest kryminalistyk i jak wygląda jego praca? Jeszcze jakiś czas temu niewiele ludzi potrafiłoby na to pytanie odpowiedzieć. Obecnie, dzięki niezliczonej ilości seriali, jak chociażby najbardziej popularne „Kryminalne Zagadki Las Vegas”, niemal każdy wie co nieco o roli odcisków palców czy śladów biologicznych. Jednak (uwaga, ostrzegam przed ogromnym banałem!) film to nie rzeczywistość. Książka Dany Kollmann „Nie bierz do ust ręki umarlaka” pokazuje prawdziwe oblicze pracy technika kryminalistyki. Przypadki w niej przedstawione z pewnością nie nadają się do pokazywania w telewizji.
Autorka – technik kryminalistyki z jedenastoletnim stażem, a obecnie wykładowca na uniwersytecie w Baltimore, rozwiewa wiele mitów dotyczących tego zawodu, które dzięki telewizji, wryły się w świadomość ludzi. Przeciętny odbiorca widzi panią starannie umalowaną i ubraną, która ze spokojem poszukuje śladów w pokoju, przeszukując go centymetr po centymetrze. Później kieruje swoje kroki do laboratorium, niosąc ze sobą wiele odcisków palców, włosów, naskórków, próbek krwi i innych przedmiotów, a każdy z tych śladów ma ogromne znaczenie dla śledztwa. Przy okazji każdą prowadzoną sprawę śledzi starannie – odkrywa, kto jest mordercą i wie, jaki wyrok dostał, a wcześniej jeszcze odbiera pracę policjantom, przesłuchując świadków i podejrzanych. Dana Kollmann rozczarowuje czytelników i fanów seriali kryminalnych – powyższa historia nie ma możliwości, by była prawdziwa. Do pracy lepiej niż starannie ułożone włosy i ładne buty nadaje się kombinezon i czapka, szczególnie w sytuacji, gdy samobójca postanowił zakończyć swój żywot strzałem w głowę, a przed śmiercią nie wyłączył wentylatora i jego śmigiełka z radosną swobodą rozrzucają kawałki mózgu i czaszki po całym pokoju. Autorka dementuje też opinię, że technicy uczestniczą, ba – często nawet prowadzą przesłuchania, oraz, że interesują się dalszymi losami śledztwa, podejrzanych czy morderców – takie rzeczy tylko w CSI, w prawdziwym życiu nie ma na to czasu. Zwłaszcza, że najczęściej prowadzą kilka spraw na raz, a i też często nie są one specjalnie fascynujące, gdyż głównie dotyczą włamań, przemocy w rodzinie, kradzieży samochodów, samobójstw. Te najbardziej emocjonujące, czyli morderstwa (na szczęście) są rzadkim wydarzeniem. Również jeżeli chodzi o ślady seriale nie oddają rzeczywistości – często jest ich bardzo mało, wiele jest bezużytecznych i opierając się tylko na nich, najczęściej nie dałoby rady schwytać winnego.
„Nie bierz do ust…” przedstawia, jak ciężką pracę mają ci, dla których nie ma rzeczy obrzydliwych. Na co dzień obcują ze smrodem, brudem i śmiercią, po to, by złapać winnego. Pokazuje, że często ich praca jest niedoceniana, jak pisze Dana Kollmann: „My nie byliśmy niczyimi bohaterami. Stanowiliśmy załogę ze stalowymi żołądkami, która przyjeżdżała, by wykonać brudną robotę. Byliśmy jak kostuchy, które zjawiają się tylko wtedy, gdy ktoś lub coś jest martwe, prawie martwe, zakrwawione, obrzydliwe i ohydne, lub gdy na miejscu przestępstwa znaleziono wydzielinę, która wyciekła z czyichś uszu, nosa, ust, tyłka lub krocza. (…) Okropności życia to nasza codzienność – wykonywaliśmy niewiarygodne zadania i to z uśmiechem na twarzy. I nikt nie musiał nam dziękować!”. Czytając niektóre historie, ciężko uwierzyć, że są prawdziwe, sama autorka mówi, że w serialach takich rzeczy nie zobaczymy, bo twórcy by albo na to nie wpadli, albo uznaliby, że są zbyt nierealne. Na szczęście, czytanie tej książki nie jest koszmarem, bo chociaż opisywane przeżycia są mało przyjemne, to podane są w przystępny sposób z odrobiną czarnego humoru.
Pozostaje nam wziąć książkę, odłożyć jedzenie na bok (taka mała rada dla bardziej wrażliwych), czytać i cieszyć się, że jest grupa zapaleńców, która będzie grzebać w śmieciach, rozmawiać z najróżniejszymi świrami, babrać się w krwi i wymiocinach, skręcać się od smrodu gnijącego ciała, a nawet czasem wezmą do ust rękę umarlaka. I to wszystko w imię sprawiedliwości!
Dana Kollman „Nie bierz do ust ręki umarlaka”
Magda Pleskacewicz