Archiwa tagu: dokument

Ludzie na TAK

Oto świetny dokument następców Michaela Moore’a. O tyle lepszych, że bardziej autoironicznych i obdarzonych wielkim poczuciem absurdalnego humoru.

Yes-mani to antyglobaliści, jakich powinno być więcej. Działają poprzez happeningi, ale przygotowywane z wielkim rozmachem. Podszywają się, w szczytnych celach wykorzystując kłamstwo, za ważne osobistości z rządu czy przedstawicieli prywatnych, wielkich korporacji, obnażając ich obłudę i brak szacunku dla ludzi. Dowodzą, że ci, którzy mają istotny wpływ na świat, środowisko czy społeczeństwa, wyznają kult wolnego rynku, za wszelką cenę chcąc uniknąć interwencji „przeszkadzającego” rządu. A co najważniejsze – robią to prześmiewczo, w szalonym stylu znanym z dokonań choćby Pomarańczowej Alternatywy.

Co ciekawe – Yes-meni, jak sama ich nazwa wskazuje, stosują metodę przytakiwania rozmówcom, przez co ci – zachęceni, że ktoś się z nimi zgadza – mówią więcej, zdradzając przy tym swoje prawdziwe opinie. Oto dowód, że sztuka słuchania popłaca. Okazuje się też, że nawet poważna stacja telewizyjna BBC bez żadnej weryfikacji wierzy, że człowiek podający się za ważną szychę, jest nią w rzeczywistości. Z kina wychodzi się więc pełnym energii, że każdy z nas może coś zmienić.

I tu rodzi się pytanie, czy cel uświęca środki? Czy kłamstwo jest usprawiedliwione poprzez skutki? Temat to znany filozofom od dawien dawna, a wciąż pozostający nierozstrzygniętym. Odpowiedzieć na te wątpliwości musi więc sobie każdy z nas z osobna.

Przyczepić mógłbym się właściwie do jednego – nieco irytującej bezstronności i hurra-optymizmu. Yes-meni są daleko bardziej skorzy do przyznawania się do własnych błędów, dopuszczając do głosu innych w przeciwieństwie np. do wspomnianego Michaela Moore’a, ale jednak z filmu bije przekaz, że to oni są tymi dobrymi, a ludzie, przeciwko którym protestują, są po prostu źli i śmieszni, bo głupi. Na szczęście nie jest to aż tak natarczywe, autorzy dokumentu starają się zachowywać jednak jako taki obiektywizm, a i rozumiem ich podejście – wszak to swego rodzaju dokumentalna burleska.

„Myślisz, że naprawiliśmy świat?”, pyta na końcu filmu główny bohater drugiego. „Jasne, że nie. Minęło tylko półtorej godziny, tyle trwa ten film. Nie da się w takim czasie naprawić świata”. A więc do dzieła! Naprawiajmy świat codziennie po kawałku. Każdy z nas może być Yes-menem.

PS A tu jeszcze ciekawy tekst o Yes-menach.

„Yes-meni naprawiają świat”, reż. Andy Bichlbaum, Mike Bonanno, Kurt Engfehr

Kuba Knoll

„Heima”. Islandia, Sigur Rós i źródło ludzkiej natury.

Prawdą jest, że do pewnych rzeczy trzeba w życiu dojrzeć. Popularne stwierdzenie głoszące, że na wszystko jest odpowiedni czas i miejsce spełnia się każdorazowo, także w przypadku przekazów kulturowych, które rzucają nowe światło na naszą percepcję, poszerzają horyzont widzenia, zwiększają zasięg marzeń o kolejne cele i punkty na mapie doznań, a wreszcie unoszą w radosnym podekscytowaniu, bo okazuje się, że naszym udziałem stał się świeży zachwyt windujący duszę w niebiańskie przestrzenie nadziei na spełnienie błyskotliwego zamiaru, zbliżającego nas do stanu chwilowej szczęśliwości i wyzwolenia.

I ja dojrzewałam przez długie miesiące, by zachwycić się absolutnie Sigur Rós i Islandią – puszczą amazońską Północy, konserwującą naturalne środowisko życia człowieka i jego pierwotne wnętrze zarazem. „Heima”, bo o tym filmie mowa, jest chyba najwspanialszą wizytówką tej mistycznej wyspy pozostającej w nastroju wstrzemięźliwości wobec znowocześnionej, ztechnologizowanej, mechanicznej, zurbanizowanej, zagubionej i pogrążonej w chaosie Reszty Świata.

Obraz pokazał, że „cywilizowany” nie musi oznaczać zmaterializowany, wrzaskliwy i w ciągłym pośpiechu. Urzekająco proste i skromne sylwetki członków Sigur Rós wzruszają dogłębnie, bo niewiarygodną wydaje się tak szczera i pozbawiona szpanerstwa postawa wobec życia, świata i pokus sławy, zwłaszcza po odbyciu światowej trasy koncertowej. Po serii pięknych występów zespół powrócił na Islandię z poczuciem spełnienia, ale i wielką radością człowieka spragnionego domu, kontaktu z żywą Naturą, spokojem, kojącym pejzażem i… źródłem natchnień niebiańskiej muzyki, która zahipnotyzowała miliony ludzi spoza wyspy.

Sigur Rós nie jest kolejną kapelą grającą jakieś dźwięki. To zjawisko. Każda nuta opisująca te melodie wypływa z głębin duszy, bierze początek w naturze ludzkiej – czystej, nieskażonej konserwantami zmagdonaldyzowanego świata i napędem koni mechanicznych. Urbanizacja, pomimo mnóstwa profitów, tworzy przecież sztuczne środowisko dla Życia, budowane na potrzeby rozwoju, materializacji bytu i funkcji myślenia, której krzywa niebezpiecznie oddala się od osi najważniejszych wartości. A i ten system ulega załamaniu. Tradycyjna i uniwersalna etyka dopasowywana jest obecnie do kultury korporacyjnej, tracąc pierwiastki ludzkie, naturalne, prawdziwe. To paradoks, bo przecież  rdzennych wartości ludziom właśnie brakuje! Zamknięci w ciasnych klatkach, spacerujący po betonowych chodnikach, wyalienowani, obawiający się uzewnętrznia gubią sens, bo nie potrafią się zatrzymać, a nawet jeśli próbują, to nie pamiętają już, co znaczy głośna cisza…

Dlatego ludzie ci,  zetknięci z muzyką Sigur Rós, zatapiają się w czymś, co jest im bliskie, co porusza nie nastrojony od lat wewnętrzny instrument wrażliwości; wpadają w trans islandzkiego seansu z pierwotną naturą i ponadczasowością, dokonując wizualizacji refleksji nad własnym bytem, czasem rewolucjonizując system etyczny i zawracając z bezdusznej ścieżki wiodącej do krainy posiadania. Przynajmniej na czas projekcji zapisu trasy koncertowej Sigur Rós po swojskich i magicznych miejscach Islandii.

Czy ktoś po takim seansie nie chciałby przywdziać wełnianego swetra, usiąść wśród zielonych wzgórz przy ognisku, wdychając rześkie, czyste powietrze krążące w przestrzeni nieograniczonej surowością tkanki miejskiej i zatapiając się w dźwiękach niebiańskiej muzyki, usłyszeć siebie i dotknąć odłamka szczęścia? Albo zagrać na instrumencie zrobionym ze stuletniego rabarbaru i nie zostać uznanym za dziwaka? Na Islandii można „być sobą”.

„Heima” reż. Dean DeBlois

Magda Kotowska

Trwa właśnie tournée Ery Nowe Horyzonty. Polecam skromny, niskobudżetowy obraz „Każdy myśli swoje” – stworzony przez współczesnych freaków, tj. tych, którzy za Thoreau przypominają o nierozerwalnym związku człowieka z Naturą. Niech to będzie kontynuacja przesłań „Heimy” albo ich prolog.