Archiwa tagu: trip hop

Przyczajony tygrys „Heligoland”. Powrót Massive Attack.

Może i jest to broń masowego rażenia, ale jej działanie nie natychmiastowe, przynajmniej w porównaniu do skutków huraganu zmysłów, jaki szalał po świecie w epoce „Blue Lines” czy „Mezzanine”. Obecny album Massive Attack przypomina raczej zabawę w podchody, nieskończoną grę wstępną – naprawdę długo czekać trzeba na pożądane ukąszenie opętanego węża. Niby jest mrocznie, ale jakoś nie porywająco. Nie od razu.

Pyszną namiastkę miąższu Mezzanine dostajemy w „Paradise Circus”. To swoisty owoc zakazany – wraz z teledyskiem stanowi uzależniająco perwersyjny duecik, a sączący się wokal nadaje świeżości i energetyzuje. Bardzo przyjemnym, mrocznym doznaniem jest też druga perełka, za którą stoi demoniczny Albarn – „Saturday Come Slow” prawdziwie hipnotyzuje. Zrozpaczone pragnienie i drapiące muzyczne wstawki przenoszą w przestrzeń dusznego wieczoru skąpanego w emocjonalnej ulewie.

Zapowiedzi dobrze brzmiącego kawałka z Adebimpe oraz „Splitting The Atom” mieliśmy już na zeszłorocznej EPce. Wielka szkoda natomiast, że na longplayu nie znalazł się genialny remiks „Psyche” z Martiną – w oryginalnej wersji brzmi wręcz drażniąco, zwłaszcza w porównaniu do falującej, nieco mistycznej melodyjności remiksu.

Gdyby zapomnieć o dotychczasowych wyznacznikach Massive Attack:  spotęgowanej zmysłowości, mrocznym napięciu i zdrowej ekscytacji, to album wypadłby bardzo przyzwoicie. Muzycznie jest niezwykle dopracowany, urozmaicony, ciekawy i profesjonalny. Nie mogę się jednak pozbyć wrażenia, że mamy tu do czynienia z wysychającym źródłem witalnego porywu duchowego na rzecz muzycznej formy – bardzo strawnej, ale znacznie mniej magnetyzującej. Jest mrocznie, ale brakuje w tej czerni ognistego karminu, który przyprawiłby tę ucztę emocjonalnym tabasco. Może to starość? Może dojrzałość? A może jednak tajna broń, która dopiero sparaliżuje? Jedno jest pewne: wytrwałe kuszenie daje efekty…

Massive Attack „Heligoland”

Magda Kotowska

Źródło: Independent.pl

Pożądany atak zmysłów

Masywny atak emocji, których rozpiętość oscyluje eterycznie wokół subtelności i erotyzmu jednocześnie. To mnie urzekło. Absolutną wielbicielką tej kapeli jestem od niedawna. Możliwe, że musiałam dojrzeć do tego, co wyczynia ona z ludzkim ciałem i umysłem. Prawdopodobne też, że broniłam własnej sfery Id jak twierdzy i nie dopuszczałam do niej niebezpiecznych gości. Do czasu aż Massive Attack- mnisi filozofii półsnu – nie stworzyli rozbrajającej, żeby nie powiedzieć rozbierającej kompilacji.

„Collected” to klucz do najgłębszych jezior ludzkiej duszy. Można się bać takiej muzycznej penetracji, ale warto ten strach przezwyciężyć. Pozwolić się zalać strumieniem namiętności i wzniosłości. Ubrudzić białą sukienkę moralności i zakołysać w rytm hipnotycznej muzyki, odkrywającej wewnętrzny potencjał. Każdy trip-hopowopochodny dźwięk zdaje się mieć swoje miejsce w tej boskiej wieczerzy. To zapis ludzkich obaw i kruchości (Protection), porywającej potrzeby wzajemnego się odkrywania i od siebie uzależnienia (Unfinished Sympathy) i wreszcie ezoterycznej i zmysłowej gry (Inertia Creeps).

Kompilacja ta jest o tyle wartościowa, że zawiera w sobie większość perełek Massive Attack, serwując dodatkowo niezwykle klimatyczny kawałek z udziałem Terry Calliera. Rozwiązuje tym samym dylemat początkującego admiratora z ograniczonym budżetem dotyczący wyboru pomiędzy debiutem w postaci Blue Lines a pełnym ciemnej rozkoszy Mezzanine. Poza tym na płycie usłyszeć można m.in. indywidualnie oryginalne i niebanalne głosy Elizabeth Fraser, Tricky’ego, Tracey Horn, Sinead O’connor oraz Damona Albarna, czyli priorytetowe barwniki charakteryzujące wieloletnią twórczość kapeli. Całość jest niebotyczna, rześka, orientalna, mistyczna, niepoprawnie szturchająca zmysły. Do schrupania z długą grą wstępną lub bez.

Massive Attack „Collected”

Magda Kotowska