Ambientalna gorączka. Fever Ray.

W marcu tego roku światło dzienne ujrzał kobiecy ambient pod pseudonimem Fever Ray. Mroczny, eteryczny, nasączony elektronicznymi odgłosami mistyki unoszącej się nad wieczorną łąką tajemnic. Klimat znany niektórym z utworu grupy Röyksopp pt. „What Else Is There”, w którym wokalnie udzieliła się Karin Elisabeth Dreijer – sprawczyni płyty i nosicielka zapachu chłodnej nocy, znana z duetu The Knife, który jednak niewiele ma wspólnego z jej solowym wydawnictwem.

To, czym uraczyła ludzi Fever Ray jest znacznie głębszym doznaniem, pełniejszym i przejmującym, swoistym dreszczowcem, który oniryczną magią oplata słuchacza, zabierając go do ciemnego lasu duchowych przygód. Czuć na skórze zmęczone czekaniem pożądanie ziejące z każdego konaru drzewa, o który ociera się ezoteryczny głos Karen – skąpany w elektronice nadaje płycie wyjątkowego klimatu zimnej północy. Nastrój irlandzkich wrzosowisk miesza się tu z surowością Skandynawii i wyspiarskim wyobcowaniem tożsamym z miejską alienacją.

„Keep The Streets Empty For Me” jest kawałkiem, który może służyć za inicjację rozgorączkowanej emocjonalnie awentury z Fever Ray, bo momentalnie wciąga w mroczną duszność i rozbudza pragnienie na więcej. Na płycie wyróżnia się też „When I Grow Up” z poruszającym beatem i mistycznymi świstami albo bardzo melodyjny „Triangle Walks”. Cały krążek uzależnia, więc jeśli zdecydujecie się na ten kosmiczny voyage, to przygotujcie się na długi trans i ekstatyczny odlot. Przyjemnie zaboli.

Fever Ray „Fever Ray”

Magda Kotowska

15 myśli w temacie “Ambientalna gorączka. Fever Ray.”

  1. Ha! A ja tego ostatnio na majspejsie słuchałem. Czy to Ty mi polecałaś, czy takie jest zgranie nakręcaczy?:> Ale muzyka świetna, gęsta jak smoła wlewa się do ucha i wypłynąć nie chce.

    1. Ja? Skąd! Czysty przypadek 😉 A mówiłam, że symetrycznie nakręcamy! 🙂
      Muzyka jak „smoła” – lepsze to niż „bagnisko”, które chodziło mi po głowie, ale odarte jest z subtelności, więc odrzuciłam w przedbiegach 😉

  2. Dobry, ciężki towar od Karin słuchałem już wcześniej. Ciekawy jestem brzmienia nowych utworów, dodanych do niedawnej reeycji albumu. Trudno jest mi jednak poddać się ogłuszającej melancholii tego, co ważne, świetnie sprzedającego się albumu. Po pierwsze spodziewałem się większej różnorodności muzycznej i odcięcia się od muzycznych dokonań rodzimego duetu. Efekt jest daleki od oczekiwań. To równie dobrze mogła być płyta The Knife, tej ciemniejszej strony The Knife (jeśli jakaś ‚jaśniejsza’ oczywiście istnieje). Po drugie monotonność i jednostajność sprawiła, że podczas pierwszego przesłuchiwania album zwyczajnie przelał się przez głośniki… smoliście, ale mdło i nudno. Po dłuższym poznaniu docenia się wprawdzie interesujące niuanse i przyjemne detale, płyta jednak jako całość jest tyle równa, co klaustrofobiczna.
    Trzeba jednak przyznać, że Karin jest mistrzynią ceremonii i tworzy doprawdy mroczne pejzaże, choćby w „Keep The Streets Empty For Me”.
    Poza tym niesamowitość głosu Karin zachęci największego sceptyka do rychłego powrotu do tej atmosfery syntetycznego niepokoju i mroku.

    1. Dzięki za teledysk – mrocznie uwodzący 🙂

      A co do Chimerykowego zdania… Nie znam The Knife na tyle, żeby odróżniać ich ciemniejszą i jaśniejszą stronę, ale wydaje mi się, że solowy projekt Fever Ray jest inny od tego, co współtworzyła w duecie. Przede wszystkim bardziej mroczny, mniej dyskotekowy, niezmiernie kobiecy, świteziankowy, subtelnie mistyczny, elegancki…
      Nie chciałam stosować porównań z wokalistkami w recenzji, więc zastąpiłam je regionami geograficznymi, które towarzyszą głosowi Fever Ray. Jej wokal unosi się nad zamglonymi wrzosowiskami Irlandii (Sinead O’Connor), tchnie wyspiarskim wyobcowaniem Islandii (Bjork) i powoduje dreszcze zimnej Północy – głosy wszystkich tych pań mają te same korzenie – silne, mroczne, dotykające duchowych strun. Elektronika tego mistycyzmu dopełnia – tu zwracam uwagę na swoją ewolucję w percepcji muzyki w kierunku pro-elektronicznym (spory sukces) 😉

      Ale gdzie Ty widzisz klaustrofobiczność, to ja nie pojmuję. Przecież z tą muzyką dusza maluje pejzaże! Zwiedza lochy tajemnic rozstrzelonych po całym globie doznań! ‚;)

      Niewątpliwie jest w tej płycie coś wyjątkowego. Jakaś siła, która wciąga w szuwary nieodgadnionego. Mi to wystarczy 🙂

      1. Szczerze mówiąc nie wyobrażam sobie The Knife na dyskotece (chociaż jest jeden irytujący utwór, bezpośrednio nawiązujący do tandetnego łupucupu lat 90tych, ale to zupełnie inna konwencja).
        Klaustrofobia odnosi się do ogólnego wrażenia, wspomnę tylko, że subiektywnego, choć nie wydaje mi się bym był w tym odosobniony. Ciemno, duszno, monotonnie. Nie znaczy to jednak, że płyty nie doceniam. Punktuję tylko słabe strony (o mocnych już wspominałem).
        Bardzo się cieszę z postępu w poszerzaniu gustu o nielubiany wcześniej gatunek 🙂 I to jeszcze w tak dobrym obszarze poszerzany!
        Szeroko pokutuje przekonanie, że Bajm, Rynkowski i Krawczyk (którzy zawsze zbierają najwyższe nagrody, bez względu czy wydali coś nowego czy też nie) to dobra muzyka popularna; a grzmoty Rammsteina (generalnie muzyka gitarowa) to przykłady wartościowej muzyki alternatywnej;
        A w muzycznym kotle przecież tyle jeszcze skarbów! 🙂

        1. Oj tam, ‚dyskotekowy’ nie oznacza od razu dyskoteki 😉
          Co do postępu, to miał on miejsce w jakimś sensie dzięki Twojej agitatorskiej postawie – możesz unieść dumnie głowę 😉
          A to przekonanie, które rzekomo pokutuje w PL już chyba nieaktualne? A nawet jeśli, to co najwyżej w kręgach emerytów? 😛 Dla nich porno to jest groźna alternatywa, faktycznie 😉 Chimeryku, Ty lepiej wróć do kraju i sprawdź jak pachnie dziś polski underground 😀 I pop również. Odkryjesz nowe skarby. He he he.
          Pozdrowencje ciepłe!!!

          1. O! Z miłą chęcią, ale dopiero na wakacje. Tymczasem nie wahaj się polecać mi polskiego undergroundu! Ja zawszę chętnie przesłucham 🙂

            Chciałbym po przyjeździe spotkać się z wami, jeśli tylko macie na to ochotę.

            Dziękuję za muzyczny opłatek i Wesołych Świąt moi drodzy 🙂

  3. Kubo, jakiż Ty jesteś archaizmowy! Wtranżalając się również, pozwolę sobie wyrazić entuzjazm z perspektywy wakacyjnego spotkania 😉 To będzie dla nas wielka przyjemność, Chimeryku.
    Dziękujemy serdecznie za życzenia. Tobie także wszelkiego dobra! Niech metaforyczny karp swojskości dopłynie na Twój empiryczny talerzyk 🙂 Całuski!

Dodaj odpowiedź do Andzia Anuluj pisanie odpowiedzi